Ravensbrück


Niemieckie obozy koncentracyjne.
Obóz w Ravensbrück
z pamiętnika Wandy Półtawskiej:


Na stacjach przerażone twarze, wszyscy wiedzą, co znaczą te obstawione przez esesmanów wagony. Ktoś mówi: "Cały pociąg kobiet na wygnanie". Na wygnanie? No tak, właściwie tak, ale myśmy jeszcze w ten sposób nie pomyślały - dopiero teraz. Na wygnanie! Dokąd?... W nieznane!
(...)
Ustawiono nas w piątki; pierwszy raz zobaczyłyśmy aufzejerki. Nie da się opisać, jak straszne były te kobiety, nasze nowe władze. Patrzyły na nas z pogardą, kobiety-wrony, kobiety-kruki, tak je nazywałyśmy potem. Olbrzymie, wysokie blondyny o bezmyślnych twardych oczach i zaciętych wargach, w czarnych krzyżackich pelerynach z kapturami - ostre, drażniące ucho głosy i u boku ogromne wilczury.
Stałyśmy w milczeniu, bez ruchu, otoczone zgrają psów i gorszych od nich, wrogich ludzi-nieludzi. Brutalne głosy, gesty, kopniaki, pięści, policzki - od razu w pierwszej chwili - to wszystko kamieniem zapadło nam w serca. Milczałyśmy... zaczynałyśmy przeczuwać, co nas czeka w najbliższych dniach czy nawet miesiącach. O latach wtedy nie myślałyśmy.
(...)
Baraki obozu w Ravensbruck 1940-45

Stałyśmy tak, czekając na auta, sponiewierane kobiety-więźniarki, ludzie wyrzuceni poza nawias życia.
Samochodami zawieźli nas do obozu. Mignęła na zakręcie tafla jeziora, nad nią wysoko w górze las. Tak wyglądał, jakby znajdował się w niebie. Obóz położony był niżej, toteż brzeg lasu widać było ponad murami na tle nieba. Może to właśnie potęgowało jeszcze poczucie nieosiągalności tego lasu. Zakłuła nowa tęsknota za lasem... Ileż razy marzyłam o nim. Las w tych dniach beznadziejnych stał się dla mnie symbolem swobody, spokoju, odpoczynku. Zawsze już tak chyba będzie, że znużona czymkolwiek najpierw zachcę uciec do lasu, a potem może do ludzi.
"Wzorowy obóz Ravensbrück". Brama i wielki plac - z przodu jakieś budynki, z drugiej strony placu, po dwóch stronach głównej ulicy Lagrowej, szeregi jednakowych niskich bloków. Plac i ulica wysypane czarnym węglowym żwirem. (...) Potem nauczyłyśmy się odróżnić, że ten wysoki budynek z brzegu - to bunkier. Wtedy nic nam nie mówił.
Rozglądałyśmy się ciekawie. Mur gładki, wysoki, o wiele za wysoki, by można było przezeń uciec. Za nim druty wysokiego napięcia i wieżyczki strażnicze. Dobrze strzeżony był ten obóz i dobrze zamknięty.

W dali przechodziły piątkami szeregi kobiet, wszystkie jednakowo ubrane w niebiesko-szare pasiaste ubrania. Patrzyłyśmy na nie z ciekawością, ja nawet z zachłanną ciekawością. Uderzyła mnie przerażąjąca jednakowość i bezmyślność ich twarzy; były niemal nie do odróżnienia.
Już wtedy zdałam sobie sprawę, że to jest znacznie gorsze niż więzienny brud - te czyste, jednakowo uczesane lub ogolone głowy, te twarze bezduszne, bez wyrazu... Przechodziły koło nas obojętnie, nie patrząc, nie mówiąc ani słowa, nie reagując. One w ogóle nie miały twarzy! "Kadłuby" - pomyślałam i tam, na tym placu, wyrwały mi się ciche słowa modlitwy:
- Boże, jeżeli jeszcze jesteś nad tym światem, daj nam zachować własną twarz w tym strasznym miejscu. Nie życie, ale duszę...
Numery... numery... numery... nic więcej... bez nazwiska... bez imienia... bez uczucia. "One są już przecież zabite" - pomyślałam.

Wanda Półtawska, nr obozowy 7709
I boję sie snów..., ss.29-32

Tablica upamiętniająca Polki więzione w obozie Ravensbruck.